Płk. pil. Aleksander Milart - Pilot ostatnich polskich bombowców, instruktor, dowódca pułków
lotniczych, organizator i wieloletni dowódca 13 Pułku Lotnictwa Transportowego,
później im. płk. S. Skarżyńskiego, w podkrakowskich Balicach. Obecnie Członek
Honorowy Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP. Poniższy tekst został także przekazany w rękopisie do Muzeum.
S. Kurpisz.
Moje muzealne przygody.
Lubiłem zwiedzać muzea. One dają
rozrywkę i poszerzają wiedzę zwiedzających. W mojej pamięci utkwiły dwa
wydarzenia, trochę o wspólnej tematyce. Jedno z muzeum wojskowego w Warszawie a
drugie z Muzeum Lotnictwa w Krakowie.
Najpierw to pierwsze. Byłem
dowódcą pierwszej eskadry w dęblińskiej Szkole Orląt. Szkoliłem pilotów
bombowych. Były to samoloty bombowe nurkujące Pe-2. Samolot miał dwie
charakterystyczne cechy. Miał piękna sylwetkę w powietrzu, a także był bardzo
trudny w pilotowaniu i wykonywaniu na
nim zadań bojowych. Do szkolenia na nich wybierano samych prymusów i silnych
fizycznie podchorążych. Eskadra była bardzo duża. Miała ponad trzydzieści
dużych samolotów bombowych. Samolotów dwusilnikowych. Były to: bojowe Pe-2,
szkolno-bojowe UPe-2, przejściowe UTB-2, łącznikowe Po-2.
Ktoś zauważył, że w muzeum
wojskowym w Warszawie zapomniano o lotnictwie wojskowym. Wprawdzie na zapleczu
pod budynkiem stały dwa samoloty. Jeden to Ił-2 a drugi to jakiś myśliwiec,
chyba nie polski. Komendant szkoły otrzymał zadanie by dołączyć samolot bombowy
Pe-2. Ja otrzymałem zadanie przygotować jeden samolot jako eksponat. Wpadł mi
pomysł by pozbyć się jednego samolotu, na którym Rosjanie nie chcieli latać. Ja
już jako dowódca tradycję kontynuowałem. Mówili, że jest bardzo trudny przy
lądowaniu. Nigdy nie gwarantuje bezpiecznego lądowania. A lądowanie na tym
typie było bardzo trudne. Na tym egzemplarzu było niebezpieczne. Na tym
samolocie wykonanie lądowania na trzy punkty było prawie niemożliwe. Przy
zetknięciu przednich kół z ziemią i dobieraniu sterownicy na siebie powodowało
kangury. Gdy ktoś próbował kangura poprawić to każdy następny był większy, a po
utracie prędkości samolot padał na skrzydło i było jego złamanie. Ten
egzemplarz już w fabryce był źle wyregulowany i takie były efekty. Nie było
mowy, by pozwolić na nim latać podchorążym.
Wykonałem na nim loty kontrolne znając
jego kaprysy i sporządziłem protokół o jego nieprzydatności do latania.
Posiadał on bardzo mały nalot ale inżynierowie sporządzili odpowiednią
dokumentację do kasacji i cel został osiągnięty. Inżynier eskadry dobrał grupę
mechaników, samolot został rozmontowany, pozostał kadłub i centropłat. Z
samochodem ciężarowym i traktorem, przez trzy doby samolot dotarł do stolicy.
Wówczas droga była wąska a po obu stronach stały grube drzewa. Trzeba było je
omijać zygzakiem. Na miejscu samolot został ponownie zmontowany i ustawiony
obok tych co stały.
Po latach, gdy zwiedzałem muzeum,
obejrzałem również moją peszkę. Czułem się ojcem tego eksponatu. Było mi
przykro. Samolot był zaniedbany. Oszklenie kabin popękane, lakier brudny i
odpadał. Próbowałem coś zrobić, by samolot przenieść do muzeum lotnictwa w
Krakowie. Okazało się to niemożliwe. Różni włodarze, różne resorty i dogadać
się było niemożliwe. A szkoda, bo w Krakowie, wśród innych o niego
bardziej by dbano.
Drugie zdarzenie to zupełnie inna
sprawa. Gdy zorganizowano wystawę ziem odzyskanych we Wrocławiu, to ja po jej
zwiedzeniu zauważyłem, że znajduje się tam magazyn starego sprzętu lotniczego.
Mówiono również, że przy parowozowni w Piławie jest również podobny magazyn.
Już wtedy w jednostkach lotniczych mówiono o potrzebie otwarcia muzeum
lotnictwa. Tylko gdzie ? Ktoś w DWLot wpadł na pomysł, że dobre miejsce byłoby
w Krakowie, na likwidowanym lotnisku w Czyżynach. Nawet jest tam duży hangar.
Gdy przybyłem do Krakowa, by
organizować 13-ty Pułk Lotnictwa Transportowego, to pod moją opiekę wpadło to
lotnisko wraz z zabudową. Po pewnym czasie przybył do Krakowa znany mi z
Dęblina oficer, który miałby organizować muzeum. Nazwiska nie pamiętam. Niczego
nie mógł zrobić, bo brak było decyzji i uzgodnienia z władzami miasta Krakowa.
Ogólną opiekę nad lotniskiem sprawowały moje służby. Wreszcie lotnisko
przekazałem władzom Krakowa, ale hangar pozostał pod moja opieką. Takie było
polecenie. Władze miejskie miały wielką ochotę na hangar. Planowały wykorzystać
go na bazę MPK. Ja nie miałem prawa przekazać tego obiektu.
Wreszcie zadzwonił do mnie
Dowódca Wojsk Lotniczych gen. Raczkowski. Oświadczył mi, że nazajutrz do
Krakowa przylatuje marszałek Spychalski, by z władzami miasta uzgodnić sprawę
hangaru i muzeum. Polecił mi również, bym reprezentował Wojska Lotnicze w tej
sprawie. Generała nie będzie, ma inne pilne zadanie. Uzgodnił ze Spychalskim,
ze Wojska Lotnicze ja mam reprezentować. W podwójnej roli, gdyż jestem
użytkownikiem hangaru.
Była to dla mnie sprawa kłopotliwa,
ale i poważna. Byłem uczuciowo i formalnie związany z muzeum, natomiast z
władzami miasta miałem i prawne i osobiste stosunki bardzo poprawne.
Zadzwoniłem natychmiast do Zastępcy Przewodniczącego Miejskiej Rady, inż.
Zdzisława Górskiego, by dowiedzieć się
gdzie odbędzie się owe spotkanie. Dowiedziałem się, że to nastąpi w domku,
gdzie była siedziba kierownictwa aeroklubu. Z ramienia Rady Miejskiej będzie
jej przewodniczący Zbigniew Skolicki. Górski był moim serdecznym przyjacielem.
On wiedział jakie jest moje stanowisko w tej sprawie, a ja wiedziałem, że on
musi reprezentować sprawy miasta. Ale to nie zależy od niego. Jego szef będzie
na pierwszym froncie.
Marszałek Spychalski przyleciał a
ja swoją służbową warszawą zawiozłem go do wskazanego domku. Byłem tam
wielokrotnie. Po drodze marszałek wypytywał mnie o zdanie w sprawie muzeum.
Przedstawiłem rzetelnie sytuację i byłem za muzeum. Grono uczestników było
bardzo wąskie. Składało się z trzech osób. Skolicki, Spychalski i ja. Głos
zabrał Skolicki. Przedstawił on potrzeby miasta i ulokowanie MPK. Stwierdził,
że przecież hangar stoi na terenie miasta. Dla niego potrzeby miasta są
ważniejsze niż muzeum. W drugiej kolejności ja zabrałem głos. Byłem gospodarzem
obiektu i przedstawicielem Wojsk Lotniczych. Byłem zdania, że warunki na
organizowanie tu muzeum są najlepsze. Kraków zasługuje na nie. Jeszcze jedna
placówka kulturalna o charakterze bardziej współczesnym byłaby przydatna.
Przecież muzeum będzie dawało pewne dochody finansowe i wzmocni ruch
turystyczny. Jeszcze jest jeden argument „za”. Kraków był miejscem gdzie
powstawało lotnictwo wojskowe po pierwszej wojnie światowej. Tutaj lotnicy
powinni czuć się jak u siebie w domu. Niech Kraków dziadków przygarnie.
Na zakończenie głos zabrał
marszałek Spychalski. Stwierdził pilną potrzebę otwarcia takiej placówki
mówiącej o historii lotnictwa wojskowego. W Krakowie ma ona pełne uzasadnienie
historyczne, a hangar byłby doskonałym zaczątkiem do otwarcia takiej placówki.
Liczy na przychylność władz miasta. Wojsko zrobi wszystko co w jego mocy by cel
osiągnąć. Gdyby jednak władze Krakowa nie wyraziły zgody to my będziemy
zmuszeni hangar rozebrać i przenieść na inne lotnisko, a takie potrzeby mamy.
Będzie to dla obu stron i zysk i strata, ale nasza wola jest nieodwracalna.
Wówczas ponownie głos zabrał Skolicki i to zupełnie w innej tonacji.
Stwierdził, że rozumie stanowisko wojska i zmienia decyzję. Wyraża zgodę na
otwarcie muzeum lotnictwa w Krakowie. Nastąpiło wyraźne odprężenie. Poprawił
się nastrój, chyba nawet u Skolickiego. Wszyscy pogratulowaliśmy sobie mądrej
decyzji. Marszałek Spychalski, który niewątpliwie był bohaterem tego dnia
odleciał do Warszawy.
Ja przekazałem hangar i sprawa
dla mnie została zakończona. Lotnicy są
zadowoleni, władze miasta Krakowa także. Myślę, że historia lotnictwa będzie
bardziej trwała, a turyści w Krakowie znajdą jeszcze jeden miły zakątek, który
warto odwiedzić. Ja jestem dumny, że brałem w tym udział pozytywny i miło jest
mi o tym pisać. A wiarygodność tego co napisałem potwierdzam swoim autografem z
życzeniami miłego zwiedzania Muzeum Lotnictwa w Krakowie.
Aleksander Milart , Kraków, dnia 11.08.2011 r.
P.S. Gdyby komuś udało się
przenieść peszkę z Warszawy do muzeum lotnictwa w Krakowie, będę bardzo rad i
to niezależnie, czy będę na tym świecie, czy innym. Będzie mi bardzo miło, że
moje marzenie się spełniło.
Strona muzeum: http://www.muzeumlotnictwa.pl/index.php/muzeum/historia
Biogram autora: http://www.kosslwrp.republika.pl/www/html/milart.htm